Rozdział 13
Pierwsza misja
Młody mężczyzna siedział na sofie jedząc spóźnione
śniadanie. Na stoliku obok zastawy leżał kawałek pergaminu, na którym zapisana
została wiadomość z prośbą o spotkanie. Za 10 minut miał się stawić u
najpotężniejszego czarnoksiężnika na świecie. Na jego miejscu u większości osób
ta krótka wiadomość od razu odebrałaby im nie tylko apetyt, ale i zdrowy
rozsądek. Jednakże młodzieniec w spokoju dokańczał swój posiłek nie przejmując
się najbliższymi godzinami. W końcu podniósł się z wygodnego siedzenia i
skierował się w stronę garderoby w celu ubrania się.
Harry wyszedł z naręczem ubrań, które postanowił założyć.
Nie minęła minuta, kiedy zakładał czarną niczym smoła maskę. Zrezygnował
dzisiaj z niewygodnego „mundurka”, który zaplątywał się między nogi. Stanąwszy
przed lustrem ujrzał tajemniczego mężczyznę, który niemal hipnotyzował swoimi
zielonymi ślepiami. Miał na sobie czarne spodnie, które idealnie układały się
na jego sylwetce, oraz lnianą białą koszulę. Czarna maska dodawała uroku oraz
nieposkromionej dzikości. Zadowolony z osiągniętego efektu wyszedł na korytarz.
***
Siedział przy swoim biurku tonącym w zwojach pergaminu.
Niemal każdy zawierał informacje o tajemniczej księdze, która może nie tylko
pomóc w wygraniu wojny, ale także zwrócić jedyną osobę, którą do tej pory obdarzył
miłością. No właśnie. Do tej pory. Nie wiedział, jak to się stało, że podczas
tych kilku rozmów ten chłopak zdołał owinąć go sobie wokół palca. A teraz miał
go puścić na cholernie niebezpieczną misję, która może mu go odebrać? Ale
niestety wiedział, że tylko Harry może ją wykonać. Tylko on.
Pogrążony w myślach, nie zauważył, że nie jest już sam w
gabinecie. Dopiero dźwięk odsuwanego krzesła przywrócił go do rzeczywistości.
Po drugiej stronie jego biurka siedział młodzieniec, od
którego biła niebywała aura siły i potęgi. Harry diabelnie przystojnie wyglądał
w czarnej masce, która dodawała mu tajemniczości idealnie komponując się z
dobranym strojem. Gdy tylko to sobie uświadomił, jego poprzednie obawy, co do
wyprawy diametralnie się zmniejszyły.
- Widzę, że już się rozgościłeś? – zapytał, wskazując na
szklankę w ręku gościa
- Śniłeś tak mocno, że nie
obudziłby cię nawet konwój Aurorów stojących na czele z Dumbledorem
rozdającym wszystkim naokoło cytrynowe dropsy.
Mężczyzna skrzywił się
niezauważalnie, po czym kontynuował
- Musimy ustalić szczegóły twojego wyjazdu.
Harry usiadł wygodniej z nowym
zainteresowaniem zaczął słuchać starszego mężczyzny.
- Musisz zdobyć siedem symboli,
prawdopodobnie kamieni, żeby zdobyć księgę. A to – powiedział podając mu
medalion, z którego wydobywało się lekkie światło - pomoże ci dotrzeć na
miejsce. To świstoklik, ale nie tylko. Z moich obliczeń wynika, że o szóstej
rano zabierze cię do małego miasteczka w Bułgarii. Tam, medalion skieruje cię do
celu.
Omówienie szczegółów zajęło im
dobrych kilka godzin. Dopiero, gdy byli przekonani, że wszystko, a przynajmniej
najważniejsze rzeczy zostały ustalone, Harry mógł wrócić do siebie, by
przygotować się do podróży.
Teraz siedział w garderobie
próbując wybrać jakieś ubrania. Wiedział, że nie może wziąć dużego pakunku,
który mógłby uniemożliwiać wykonanie misji, dlatego do specjalnie doczepionej
saszetki, oczywiście wcześniej potraktowanej zaklęciem zmniejszająco-
zwiększającym, włożył bezrękawnik i lekkie spodnie (na wszelki wypadek), oraz
trochę suchego jedzenia i wodę. Naszyjnik będzie miał na szyi, więc nie wkładał
go do środka. Zadowolony, postanowił zmienić ubranie. Założył czarny
bezrękawnik oraz dresowe spodnie. Nie miał ochoty teraz siedzieć i rozmyślać
nad tym, postanawiając poćwiczyć. Pamiętając z mapki, mniej więcej wiedział,
gdzie znajduje się sala do ćwiczeń. Może będę miał szczęście i nikogo tam
nie będzie. Jednak wolał nie ryzykować, zakładając swoją nieodłączną już
maskę. Wyszedł z pokoju, poprzednio zabezpieczając go. Wolał nie ryzykować, że
jakiś imbecyl będzie ciekawy i sobie wejdzie. Co to to nie.
Lawirował korytarzami tak, jakby
chodził nimi już od najmłodszych lat. Podświadomość podpowiadała mu właściwą
drogę. Z każdymi, przynajmniej w większości, mijanymi drzwiami, pokazywał mu
się obraz pomieszczenia. Harry podejrzewał, że magia tej posiadłości
rozpoznawała go, pokazując nowemu właścicielowi wszystko, co tu się znajduje.
W końcu dotarł na miejsce. Gdy
tylko podszedł do wielkich, dębowych drzwi, te ustąpiły, otwierając się na
oścież. Jego oczom ukazała się ogromna sala, która z pewnością mogła się równać
z Wielką Salą w Hogwarcie. Drewniana podłoga była w miejscach wyłożona miękką
matą. Koło ścian z białego marmuru stało kilka ławek. Przy drzwiach stały
misternie rzeźbione kolumny, na których widniały węże. Jednak największą uwagę
Harry’ego zwracał wyryty złotymi literami napis na podłodze przy wejściu.
Zostało to napisane w wężomowie, dlatego tylko osoby posiadające dar, mogły
odczytać te słowa.
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie pokonany.
Dopiero teraz Harry zwrócił
uwagę, że nie jest sam. Na środku Sali stały manekiny treningowe, które
próbowały zabić mężczyznę. Ten płynnie eliminował kolejne kukły. Najwidoczniej
jeszcze nie dostrzegł obecności Harry’ego, ponieważ był głęboko pochłonięty
walką. Harry błyskawicznie ukrył się w cieniu obserwując nieznajomego. Próbował
przypomnieć sobie jego tożsamość, jednak dopiero, gdy zobaczył kukłę
przypominającą Szalonookiego, przypomniał sobie wspomnienie pokazane przez Syriusza,
kiedy kilkanaście lat temu Moody pokonał szaleńca, Evana Rosiera.
Harry przyglądał się mężczyźnie z
ciekawością pomieszanej z szacunkiem, ponieważ niełatwo oszukać starego Aurora,
który nie popełnia takich błędów. Dopiero, gdy już ostatnia kukła padła na
ziemię (Moody), postanowił się ujawnić.
***
Evan postanowił poćwiczyć walkę
bronią białą, dlatego skierował się do niedostępnej dla innych Śmierciożerców
sali do ćwiczeń. Czarny Pan udostępnił mu ją, chcąc utrzymać jego przeżycie w
tajemnicy. Jego niegdyś przystojną twarz szpeciła teraz blizna na prawym
policzku. Przeklęty Moody.
Nie mając wielkiego wyboru
wyczarował kilka manekinów, rzucając jeszcze czar, by atakowały. Miał już dość walki
z manekinami. Chciał zmierzyć się z kimś, kto nie jest drewnem. Po krótkim
zastanowieniu zmienił jedną z kukieł w podobiznę cholernego Aurora, po czym
rozpoczął walkę.
Jego umysł wyłączył się na świat
zewnętrzny, był głodny krwi. Chciał wykończyć rzucające się na niego
zaczarowane drewniane kukły. Jego oczy zarejestrowały, że na polu walki został
tylko Moody. Rzucił się na niego z nową siłą, przecinając manekin niemal na
pół.
Dopiero teraz jego mózg
zarejestrował otoczenie. Sala do ćwiczeń była zagracona przez połamane drewniane
manekiny ćwiczebne. Jednym machnięciem różdżki pozbył się drewna.
- Brawo! – usłyszał klaskanie od
strony wejścia. – Doskonale, panie Rosier.
***
Harry wyszedł ze swojej kryjówki
klaszcząc w ręce.
- Brawo! - zauważył nagłe spięcie
ramion towarzysza. – Doskonale, panie Rosier.
Evan dopiero teraz zobaczył
czarną maskę na twarzy drugiej osoby. Widział go na spotkaniu wewnętrznego
kręgu. Stał wtedy w cieniu, pod zaklęciem kameleona. Już chciał się ukłonić,
jednak powstrzymał go głos towarzysza.
- Nie musisz mi się kłaniać
Evanie, nie zrobiłem nic, żeby sobie na to zasłużyć. Widzę, że wiesz, z kim
masz do czynienia.
- Tak, Panie.
- Więc jednak to ty siedziałeś
pod kameleonem na zebraniu.
- Ale jak…
- Powiedzmy, że to będzie mój
mały sekret. A teraz, co powiesz na małą rundkę? – zapytał, wyciągając swoje
nieodłączne ostrze.
- Z przyjemnością, Panie.
Harry zmienił swoją twarz oraz
włosy, po czym zdjął maskę.
Evan z niemałym szokiem
obserwował, jak włosy z czarnych, zmieniają kolor. A więc metamorfomag, ciekawe.
Oboje ustawili się na środku w
pozycji bojowej. Obserwowali siebie nawzajem, czekali na odpowiedni moment, by
zaatakować. Zaczęli się poruszać, robiąc koło. Stawiali ostrożnie swoje kroki.
Wyłączyli się na świat zewnętrzny. Liczył się tylko przeciwnik.
Po krótkiej chwili katana
Harry’ego zetknęła się z ostrzem Evana. Walka się rozpoczęła. Atak. Obrona.
Unik. Kolejna obrona. Następny atak. Oboje poruszali się z gracją, płynnie
atakując. Ich pojedynek przypominał pełen dynamiki taniec kochanków. Na ich
ciele kropelki potu mieszały się z krwią, która wypływała z malutkich ran
zadanych przez przeciwnika. W sali było słychać tylko nierówne oddechy i
uderzającą o siebie stal. Po dłuższym czasie Harry zauważył lukę w obronie,
którą natychmiast wykorzystał. Przeciwnik runął z impetem o ziemię a przy jego
gardle pojawiło się ostrze, które mogłoby go przeciąć na pół. Jego miecz został
odrzucony przez nogę Harry’ego, który sam odłożył swój, podając rękę. Nie
spodziewał się, że zostanie pociągnięty, więc wylądował na ziemi przyciśnięty
przez umięśnione ciało przeciwnika. Evan jak zahipnotyzowany wpatrywał się w
głęboką zieleń oczu towarzysza nieświadomie przybliżając się, jednak w ostatnim
momencie opamiętał się, schodząc z mężczyzny.
Harry wstał nie komentując tego,
co przed chwilą zaszło. Przywołał skrzata, który po chwili przyniósł im zimną
wodę.
Evan nigdy w życiu się tak nie zachowywał.
Co to miało być? Kurwa, chciałem pocałować Czarnego Księcia. Co mi
odpierdoliło? Chcąc się czymś zająć, wziął butelkę wody.
- To była świetna walka. Trzeba
będzie kiedyś to powtórzyć.
- Tak, muszę się zrewanżować.
Po krótkiej wymianie zdań, każdy
poszedł w swoją stronę.
***
Harry po kąpieli wszedł do
biblioteki z zamiarem poszukania czegoś, co nadałoby się na zajmującą lekturę.
Chciał zająć czymś czas, by nie myśleć o jutrzejszej wyprawie. Wziął jakąś
książkę z działu zaklęć starożytnych i skierował się do sypialni. Tam, na
żerdzi, koło łóżka siedział Cry. Siedział i płakał do jakiegoś naczynia. Harry
nie mógł się nadziwić pomysłowości tego ptaka. Tylko jemu opowiedział o
wyprawie.
Gdy tylko feniks przestał płakać,
Harry wziął fiolkę zabezpieczoną czarem przed stłuczeniem się i przelał
bezcenne łzy ptaka. Napełnił ją do pełna, nie zostawiając ani kropli cieczy. Z
fascynacją oglądał, jak pod wpływem światła, ciecz połyskuje kolorowymi
refleksami. Uśmiechnął się z wdzięcznością do ukochanego ptaka, po czym schował
łzy.
***
Ranek nastał szybciej, niż się tego
spodziewał. Harry już ubrany skierował się do gabinetu Riddle’a. Mając na szyi rozświetlony
już medalion, otworzył drzwi.
- Pamiętaj, o czym ci powiedziałem.
Od tego zależy życie nie tylko jednej osoby. Harry, uważaj…
Nie zdążył usłyszeć końca wypowiedzi
ojca, ponieważ pomieszczenie zalała fala światła, która zabrała Harry’ego w nieznane.
Cuuuudny rozdzialik... Mrrrrrrrrrrrr *siedzi na fotelu, mrucząc, i kiwając na boki
OdpowiedzUsuńkońcówką czarnego kociego ogona, ozdobionego srebrną cieniutką spiralą,
zakończoną srebrną obrączką przy końcu* życzę weny na kolejny super (szybki!) rozdział
Świetne !
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. W ogóle cały twój blog fajnie się czyta :) Życzę weny i przy okazji zapraszam na mojego bloga: hp-i-pdp.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrowionka Ginger
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdzialik cudowny, walka wspaniała, no co to za zachowanie Evana, a gdzie podział się Raven?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie