W końcu udało się!!! Wstawiam kolejny rozdział, który dedykuję Ginger oraz Belli. Dziękuję wszystkim za wsparcie oraz za to, że jeszcze tu zaglądacie...
Nie zanudzając, życzę miłego czytania :D
Rozdział 15
Hogsmeade?
Harry czuł nieprzyjemne pulsowanie w okolicy pleców, jednak
nie przejął się tym za bardzo. W końcu nie pierwszy raz zasypiał w miejscach,
które nie są przeznaczone do spania. Powoli otworzył oczy, uświadamiając sobie,
że leży na podłodze w swoim salonie. Ostrożnie podniósł się na nogi, próbując
przypomnieć sobie, co robił poprzedniego dnia. Ach, no tak… Bułgaria.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Co
się stało? Dlaczego tu jestem? Jak wróciłem? Gdzie jest jakiś kamyk, albo coś,
co pomoże w uratowaniu Syriusza? Nie, nie, nie, nie, NIE!!! To nie może być
prawda! Czy to wszystko poszło na marne?
Jego oczy zaszkliły się, a o sam padł na kolana. Syriuszu,
przepraszam.
***
Kwatera Główna Zakonu Feniksa jeszcze nigdy nie była tak
spokojna, kiedy przebywał w niej Albus Dumbledore.
Wyżej wspomniany siedział samotnie w kuchni, popijając
herbatkę.
Pił herbatkę zajadając jego ulubione cytrynowe dropsy.
Myślał.
Myślał o czarnowłosym chłopcu.
- Gdzie jesteś, Harry…
***
- Że co!?
Głośny ryk przerwał ciszę w gabinecie najpotężniejszego
czarnoksiężnika tych czasów.
- Uspokój się do cholery i słuchaj. Musisz przenieść się do
przyszłości.
- Ja pierdolę
- Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz
- A co, nie chcesz wnuka?
- Dobra, dobra, nie zmieniaj tematu. Na pewno dobrze
sprawdziłeś, nic nie było?
- Tak, gdy się obudziłem, leżałem na podłodze. Jedynie
medalion miałem na szyi. Może to o niego chodziło?
Harry błyskawicznie wyciągnął omawiany przedmiot, po czym
zaczął oglądać go z każdej strony, jednak po chwili rzucił go na biurko
zrezygnowany.
Riddle podszedł do biurka, na którym leżał medalion.
Wyciągnął rękę nad nim, ale go nie dotknął. Po chwili zwrócił swój wzrok na
towarzysza.
- Dlaczego siedzisz, jakbyś miał kij w dupie?
- Co? A, nieważne. Chyba źle spałem. Plecy mnie bolą jak
cholera.
- Pokaż mi je.
- To nic takiego.
- Harry, zdejmij koszulkę.
Wwiercający się w niego wzrok nie dawał za wygraną.
Zrezygnowany młodzieniec podwinął cienki materiał, by całkowicie go z siebie
zdjąć.
Voldemort błyskawicznie znalazł się zaraz za nim. Ciche
syknięcie zaniepokoiło młodego Riddle’a. Tom, jakby obudzony z letargu,
wyczarował dwa lustra stojące pomiędzy nimi. Harry z przerażeniem patrzył na
swoje plecy. Na prawej łopatce znajdował się około dwu calowy czarny znak
przypominający spłaszczone na prawą stronę koło. Na górze znajdowały się trzy
krawędzie. Cały znak był zaczerwieniony odznaczając się na umięśnionych
plecach.
Harry wyciągnął z kieszeni fiolkę z kolorową substancją.
Zapatrzył się na chwilę na zmieniające się w środku kolory, by po chwili podać
ją zaskoczonemu mężczyźnie.
- Rozsmaruj trochę na miejscu zaczerwienienia.
Riddle był jak skonfundowany, kiedy z najwyższą ostrożnością
wcierał bezcenny płyn na łopatkę chłopaka. Po zakończeniu nie oddał mu fiolki,
czego Harry nie skomentował. Nie miał też zamiaru upominać się o nią.
Po chwili niezręcznej ciszy, zapytał.
- Dlaczego muszę przenosić się do przyszłości?
- Ponieważ miejsce, do którego się udajesz jaszcze nie
istnieje.
- Słucham?
- Niestety, tylko tyle udało mi się dowiedzieć.
- Dobra, zrozumiałem. Czy to wszystko?
***
- Czy to wszystko?
- Tak, mój drogi chłopcze.
Remus Lupin, posiadający opinię najspokojniejszego wilkołaka
w historii, wyszedł z zebrania Zakonu z miną poirytowania na twarzy. Jednak pod
powierzchnią znajdowały się głębsze emocje. Od zdenerwowania, przez ból,
kończąc na przerażeniu. Miał dość tego zidiocianego starca, który nie robi nic,
poza wciskaniem wszystkim cytrynowych dropsów. Nienawidził go za to, że każe mu
przychodzić do miejsca, w którym Syriusz przeżył ostatni rok. Strach ściskał
jego gardło, gdy myślał o Harrym. O Harrym torturowanym przez Śmierciożerców. O
Harrym umierającym gdzieś w jakimś zatęchłym lochu. O Harrym…
Blondyn skierował swe kroki na główną ulicę z zamiarem
wtopienia się w tłum. Jego twarz przybrała nonszalancki wyraz, ale oczy były
czujne. Rozglądał się uważnie szukając pozornego niebezpieczeństwa. Gdy był już
na tyle daleko Kwatery, upewniony, że nikt go nie śledzi, założył pelerynę oraz
kapelusz. Wyciągnął buteleczkę z substancją przypominającą niezidentyfikowaną
maź. Idąc ciągle naprzód, wychylił zawartość do ust. Lekko się skrzywił, ale
nie przestawał iść. Jego twarz stała się młodzieńcza, rysy nabrały ostrości a
oczy zmieniły kolor. Włosy też nie pozostały w swojej formie. Wydłużyły się a
kolor nabrał głębi.
Nie oglądając się za siebie wsiadł do metra. Stanął
naprzeciwko drzwi, uważnie obserwując wszystkich wsiadających pasażerów. Jego
twarz była szczelnie zakryta, a pod niby niedbałą pozą, kryła się gotowość do
ataku.
Zadowolony z tego, że nikt nie zwraca na niego uwagi, lekko
rozluźnił napięte ramiona. W pewnym momencie, ktoś na stacji zaczął biec w
stronę metra. Jego wzrok był utkwiony w nim. Przerażenie ścisnęło jego serce,
ciśnienie krwi się zwiększyło, co mógł usłyszeć dzięki swojemu czułemu
słuchowi. Źrenice rozszerzyły się, gdy mężczyzna był już przy drzwiach, kiedy
nagle te się zamknęły. Remus ze świstem wypuścił powietrze, kiedy pojazd ruszył
zostawiając na peronie osobę, która śledziła go. Nie popatrzył na nią nawet
wtedy, gdy zaczęła biec za metrem. Nie widział wściekłości na twarzy, kiedy
droga się skończyła zostawiając za sobą pustą przestrzeń. Niczego nie zobaczył,
ponieważ jego umysł był już gdzieś indziej, razem z zielonookim młodzieńcem.
***
Według Harry’ego, medalion za szybko zaczął emanować
światłem. Zrezygnowany, ale przygotowany ruszył w kierunku drzwi. Już miał
złapać za klamkę, kiedy usłyszał hałas. Ktoś się kłócił. Ostro to za mało, by
sprecyzować ten dźwięk. Harry już widział metaforyczne talerze rozpierdolone po
całym korytarzu i wbrew sobie, zachichotał. Wpadł mu do głowy szatański pomysł.
Czemu nie? Buahahaha!!!
Jeszcze tylko napił się, po czym otworzył drzwi.
***
Bellatrix Lestrange właśnie szła do gabinetu Czarnego Pana.
Musiała jak najszybciej powiedzieć mu o szczegółach misji, oczywiście
zakończonej sukcesem. Za nią wlekli się jej głupi mąż, jego brat i Severus
Snape. Wkurzała ją rozmowa trzech mężczyzn, no bo jak można rozmawiać, kiedy
idzie się do JEJ Mistrza. O nie, już ja wam dam popalić!!!
- Zamknijcie te wasze mordy!!! Idziemy do Czarnego Pana,
oddajcie mu szacunek, a nie będziecie gadać, jakbyście nie mieli do tego innej
pory! – początek drugiego zdania wypowiedziała z takim uwielbieniem, że
pozostali towarzysze skrzywili się.
- Bello, uspokój się, my tylko rozmawiamy.
- Nie będę ciebie słuchać! Nie obchodzi mnie to, że tylko
rozmawiacie, rozumiesz? Zamknij tą jadaczkę, albo ja ci ją zamknę.
- Czy ty mi grozisz? – cichy głos Mistrza Eliksirów przeciął
ciszę.
- Ja tylko ostrzegam. Zresztą, co ty mi możesz zrobić Severusie?
- Bello, nie lekceważ mnie. Nie na darmo noszę miano
najlepszego Mistrza Eliksirów w Anglii. Na twoim miejscu uważałbym na to, co
jesz…
Nie dokończył, ponieważ drzwi obok się otworzyły. Przez nie
przeszedł wysoki mężczyzna w kapturze. Jego potężna aura wypełniła całe
pomieszczenie, doprowadzając zgromadzonych do gęsiej skórki.
Śmierciożercy obserwowali, jak mężczyzna podnosi ręce, by
zdjąć kaptur. Do ostatniej chwili spodziewali się zobaczyć młodego mężczyznę,
który przyćmiewałby ich swą urodą. Ich źrenice rozszerzyły się, gdy ujrzeli
twarz człowieka, której najmniej się spodziewali. Natychmiast wyciągnęli
różdżki. Zamiast młodego, przystojnego mężczyzny zobaczyli…
- Cytrynowego dropsa?
Wszystkim opadła szczęka, którą nieudolnie musieli zebrać z
podłogi. Przed nimi stał Albus Dumbledore.
- Skąd tu się wziąłeś starcze.
- Oj, czyli nie chcecie – i nie przejmując się różdżkami
wycelowanymi w jego stronę, otworzył opakowanie z dropsami i wepchnął sobie ich
garść do ust. Widząc ich miny, zapytał – Na pewno nie chcecie? Mam jeszcze dwa
opakowania.
Śmierciożercy jak wmurowani patrzyli na staruszka,
zajadającego cukierki.
- Nie to nie, może Tom będzie chciał…
I bez zbędnych ceregieli, żwawym krokiem ruszył do gabinetu.
Jako pierwszy otrząsnął się Severus, który szybkim ruchem
zakneblował starca, zanim ten doszedł do drzwi. Jednak zanim zdołał cokolwiek
zrobić, drzwi się otworzyły.
***
Czarny Pan siedział przed biurkiem zajmując się
dokumentacją. W końcu ktoś musi. Sięgał właśnie po kubek z kawą, kiedy
usłyszał hałas. Co ci idioci wyprawiają? Mogliby zachowywać się ciszej. Nie
no, ale po co? Lepiej drzeć ryje żeby zarobić sobie małego Cruciarusa po
czterech literach.
Westchnął i postanowił zignorować głosy wydobywające się tuż
za ścianą. Wziął kubek z życiodajnym płynem i napił się. No, w końcu cisza…
Długo nie nacieszył się spokojem, ponieważ rozległ się
piskliwy głos Bellatrix.
Zaskoczony a zarazem zaciekawiony wstał, podchodząc do
drzwi.
***
Drzwi otworzyły się ukazując twarz najpotężniejszego
czarodzieja w całej magicznej Anglii. Jego grymas zmienił się, gdy ujrzał
związanego staruszka, który uśmiechał się do niego, nie przejmując się swoją
sytuacją.
- Do środka – cichy syk przeciął powietrze, powodując gęsią
skórkę u niektórych.
Śmierciożercy bez słowa wprowadzili związanego starca przez
dębowe drzwi.
- Co ty robisz?
- Ach, drogi chłopcze, sprawdzam.
- Co sprawdzasz?
- Twoich sługusów, ojcze. Oblali test, ale ich miny były
bezcenne. Gdybyś ich tylko widział... – powiedział, uwalniając się z więzów i
wyciągając antidotum. Po chwili pięć par oczu ujrzało młodego mężczyznę z burzą
czarnych loków na głowie. Rysy twarzy złudnie przypominały młodego Czarnego
Pana. Tylko soczyste zielone oczy odróżniały go od swojego ojca. Młody Riddle
uśmiechnął się z wyższością, gdy zobaczył zszokowane twarze towarzyszy. –
Trzeba będzie nad tym popracować.
Po chwilowej ciszy, która zapadła po słowach Czarnego
Księcia, odezwał się sam Lord
- W tej chwili wynosić się!
Śmierciożercy, obawiając się swojego Pana, ulotnili się z
gabinetu w rekordowym tempie. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Harry rzucił
zaklęcie prywatności.
- Nie mam za dużo czasu. – nie wyjaśniając, wyciągnął
medalion.
Tom skinął głową, patrząc na naszyjnik wiszący na szyi
chłopaka. Ten jak na zawołanie, zaczął emitować jaskrawo niebieskim światłem,
zabierając po chwili Hardego w nieznane.
***
Harry starał się wylądować na ugiętych nogach, ale chcieć a
móc to dwie różne rzeczy. Nie przewidział, że pod nim będzie znajdować się
jezioro. Już po chwili, był przemoknięty do suchej nitki. Ze zrezygnowanym
wyrazem twarzy skierował się do brzegu. Po chwili poczuł nieprzyjemne uczucie,
gdy zimny wiatr wdarł się mu pod przemokniętą koszulkę. Zaczął złorzeczyć na
wszystko, przy okazji wysuszając jednym zaklęciem całe ubranie. Poszukał w
swojej torbie eliksiru pieprzowego, po czym wypił zawartość trzymanej fiolki.
Dopiero teraz mógł zlokalizować swoje położenie. To, co
zobaczył, kompletnie go przeraziło.
- Ho… Hogsmeade?
Powinnam ci dupę skopać. MIAŁAŚ MI WYSŁAĆ ESMS-A, ŻE JUŻ WSTAWIŁAŚ! Dumbel był i jego cytrynowe dropsy - po prostu genialne, uśmiałam się. I gdzie jest mój Evan? Stęskniłam się za nim. :'( Weź wstaw zdjęcie tego znaczka, bo nie mogę go sobie wyobrazić. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nowy rozdział. :D
Świetny rozdział!!! Dzięki za dedykacje, nie umiałam się twojej niespodzianki :) Uśmiałam się czytając. Na prawdę boskie! Tylko nie jestem pewna czy dobrze przeczytałam: To miejsce miało chyba jeszcze nie istnieć, co nie? A tu Hogsmeade?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się wyjaśni w kolejnym rozdziale :) Już się nie mogę doczekać!!!
Pozdrowionka i weny!
Ginger
Cudowny rozdział! Uśmiałam się. :) Jedyne co mi nie pasuje: "Jako pierwszy otrząsnął się Severus, który szybkim ruchem zakneblował starca (...)" potem jednak piszesz: "Śmierciożercy bez słowa wprowadzili związanego starca przez dębowe drzwi." O ile mi wiadomo związać i zakneblować nie znaczy to samo. To jedyny błąd jaki znalazłam. Reszta świetna, mało nie padłam gdy przeczytałam o Dumblu :) Jestem ciekawa o co chodzi z tym Hogsmade...
OdpowiedzUsuńDuuuużo weny!
Aliss
Ps. Sorry, że tak późno...
bardzo fajne opowiadanie. trafiłam tu niedawno .
OdpowiedzUsuńcóż wiecej napisać - fabuła miodzio, postacie - git majonez , tylko ciut brakuje mi kanonicznego Voldzia i troszeczke mroczniejszego Harrego :D.
Zycze dalszej weny i z czekam na rozdział :D ( czekać to ja zdecydowanie nie lubie :D)
Cudny rozdział jak zresztą wszystkie, choć w poprzednich brakowało mi opisu zebrania, na którym Voldi przedstawił swojego syna T^T (jak sie da to postaraj sie zrobić w przyszłości wspomnienia np. Harrego z tego wydarzenia). Teraz nie moge sie doczekać momentu kiedy Harry wróci do szkoły, a najbardziej zachowania Dropsa =^-^= (w końcu Harry nie musi za jednym razem znaleść wszystkich rzeczy np. po znalezieniu 2 zacznie sie rok szkolny i on pojedzie do Hogwartu by szpiegować dyrektora)
OdpowiedzUsuńI najwarzniejsza rzecz:
Kiedy następny rozdział ??????????
No więc tak...
OdpowiedzUsuńJestem 'nowa' i przeczytałam.wszystkie rozdziały. To tak dla jasności.
Opowiadanie mi się spodobało i mam zamiar kontynuować jego czytanie.
Co do tego, konkretnego rozdziału, był jak zwykle, dobrze napisany.
Najbardziej jednak podobał mi się moment z Dropsem.
Czekam na kolejne rozdziały, niecierpliwie.
Pozdrawiam!
Infinity ∞
[...] przeczytałam wszystkie *
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, Harry wpadł na rewelacyjny pomysł...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie